strach przed czasem

czas odmierzany jest w międzyczasie, gdzieś z tyłu powoli tyka zegar, czy świeci wyświetlacz. miara została wymyślona dla punktu odniesienia, a jej jednostki przyporządkowane zostały od najmniejszej do największej, aby móc to jakoś złapać…

ważąc zadania niczym kucharz dobieram odpowiednie proporcje mając świadomość godziny, minuty, czy sekundy i ich wprost proporcjonalnego wpływu na mój obecny i przyszły stan.

stres pojawia się, gdy zrozumiem, że każdy dzień jest ważny, w każdym dniu musi nastąpić działanie, na które z wiekiem jest coraz mniej czasu.

tymczasem, staram się świadomie dokonywać wyboru, stojąc na głównej linie próbuję łapać i wzmacniać nitki poboczne…

spine | kręgosłup

the spine – columna vertabralis – is a way to adjust upright posture. the quality of the spine equals „ok” or „not ok” state of mind.

idea is to have strong spine, not cower towards doghouse, work on it every day to prevent dystrophy. 

sometimes, crooking is a must, but the crucial point is to prevent it from break down – just protect the core

 


 

kręgosłup, czyli columna vertebralis to „przystosowanie kręgosłupa do utrzymywania wyprostowanej postawy ciała i unoszenia głowy”.  jakość kręgosłupa zatem wprost proporcjonalnie przekłada się na rodzaj porannego spojrzenia w lustro, jest dobrze, albo nie, po prostu.

ważne zwykle, aby kręgosłup mieć mocny, nie kulić się w siebie i w dół, gdzie psia buda, warto też nad nim pracować, aby nie zanikł, naginać czasem go trzeba, ale nie pozwolić na jego złamanie, bo jak się np. równo uczesać, jak nie dosięga się lustra. Można zamówić nowe lustra, nisko i coraz niżej osadzone, ale przecież nie jest celem czesanie włosów na nogach…

zastanawiając się nad istotą kręgosłupa trzeba zaznaczyć, że dzięki niemu jest łatwiej zachować siebie w sobie,  mając twardą podstawę zawsze można do niej wrócić, czuć bezcenne oparcie w sobie, budować wartości, tworzyć, działać, funkcjonować, chronić rdzeń… po prostu, trzeba chronić i pielęgnować rdzeń

ostatnio jestem trochę unieruchomiony…

ostatnio jestem trochę unieruchomiony – bliżej mi po prostu do obserwatora niż uczestnika. nie jest  ważne jak to się stało, ale że wciąż ma miejsce – dopadł mnie niefart, tak Bóg chciał, czy też po prostu znalazłem się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze…

wegetuję.

na rozłożonej kanapie, zwrócony nogami w stronę południową, mam miejsce pseudo dowodzenia – jeden, drugi i trzeci pilot, książki, gazety, komputer – wszystko na wymiar lewej ręki powoduje ułudę obsługi zaawansowanej technologicznie konsoli bolidu formuły F1, czy też w miarę nowoczesnego myśliwca.

strzygę palcami u prawej stopy, ma wracać wszystko powoli do normy, aby znowu wrócić na stół operacyjny – też mi cel…

tymczasem wzięcie udziału oznacza po prostu więcej wysiłku niż dostarcza siłownia, a wyjście do lekarza to bój w wadze ciężkiej… dni mijają, mali ludzie uczą się chodzić, z każdym dniem mam więcej siwych włosów na brodzie. czasami tylko zastanawiam się, czy to ma miejsce wewnątrz, czy też w rzeczywistości, a może to po prostu gdzieś przeczytałem….

„niematerialna” rzeczywistość

zbieraliśmy, kupowaliśmy, układaliśmy, a gdy się przestawało mieścić dokupowaliśmy coraz to nowsze półki, schowki, zmienialiśmy kolejność, dobieraliśmy metody katalogowania, aby wreszcie po wytężonej pracy zatopić w fotel i móc cieszyć się materialnym dobrem, które powstało dzięki naszemu wysiłkowi. A jak znajomi wpadli na wizytę mogliśmy umieścić najbardziej wartościowe przedmioty w najwidoczniejszym miejscu i niby przez przypadek rozmawiać o tym godzinami.

teraz…

zbiera się przejawy poklepywań w portalach społecznościowych, filmy, muzykę, nawet gry używa się w onlajnie, a zewnętrzni dostawcy walczą abyś „swoje” przejawy elektroniczne przechowywał u nich w chmurze, dochodzi do tego, że nawet upload zapewniają automatyczny i sami to układają w kolejności z datą i wieloma innymi dodatkowymi informacjami…

nie zmienia się tylko wymóg płatności, o dziwo, tylko w naszym kraju prawie równym cenie wydania materialnego… są też oczywiście rozwiązania „bezkosztowe”, pod którymi ukrywają się działania mające za zadanie poznanie twojego profilu i zbieranie każdej informacji związanej z poszczególnym ruchem włącznie z geolokalizacyjnym.

mniej regałów, mniej druków, wydań okładkowych, brak konieczności ich dostarczenia do sklepu, dowiezienia do domu – jednym słowem czysty zysk „dla wszystkich”, wraz ze szczytnym działaniem „pro środowiskowym” (na marginesie nikt chyba nie liczył jak będzie się to miało do utrzymywania urządzeń w stanie włączonym)

do szczęścia brakuje tylko dużej dotykowej tablicy wyświetlającej, dzięki której nasi znajomi zobaczą przy pomocy atrakcyjnej graficznej aplikacji (najlepiej dużą czcionką) ile i jakiej jakości mamy zasoby.. a no i zawsze można byłoby wyświetlić na tym dodatkowo np. akwarium…

after 30… | po trzydziestce…

there is no time for recovery. after 30 years old I though that my body stand against me, but now I know I was wrong… this is just new permanent state I should get used to.

 


 

 

nie ma czasu na regenerację. po trzydziestce wydawało mi się, że organizm stanął w bój przeciwko mnie, jednak z biegiem czasu wiem, że byłem w błędzie…to nowy permanenty stan do którego powinienem się po prostu przyzwyczaić…

bez liści

kości mi trzeszczą, odbijają się od nich spadające liście, szczęśliwie nie pada, ale łatwo można się za to zgubić we mgle. w głośniku ochrypły głos snuje niesamowite opowieści o zwykłych rzeczach, o potrzebie podróży, o ostatnim liściu na drzewie.

niedawno świece opowiadały o wspólnych minionych chwilach, o tym, że pielęgnowanie pamięci o ludziach wzmacnia nas, teraz ja pochylam się nad sobą, patrząc od środka widzę nieszczelne płuca, przyspieszone rogowacenie skóry, krótszy oddech… dzisiaj jest słońce, w pokoju biurowym z widokiem na biuro trochę ciężko je ocenić po odblaskach, samo też miesza się ze sztuczną barwą świetlówek.

złapałem ten kadr, kiedy liście jeszcze odpadały, teraz będę mógł go wyświetlać wciąż od nowa. drzewo bez liści to przecież dalej drzewo, zatem zwieram się wewnętrznie i emituję ciepło, podobnie do otwartego przede mną ekranu komputera.

tru tu tu

Wyciekam, poniżej kolan, czasami nawet nadgarstków, które poniewierają się w takich momentach za mną po ziemi. Nie ma tutaj definicji czasu, nie ma dźwięków, ani ruchu, jest określenie celu gdzieś pod samym sklepieniem czaszki. Może to i na marne, bezistotne, puste, może nawet i żałosne, ale nie potrafię tego zatamować gazikiem, czy chociażby sterylnym powietrzem. To musi się dziać w tle, jak aktualizacja systemu, aplikacji, musi pędzić, na złamanie karku do przodu.

jakbym zaczesał na lewo, to bym mniej widział.

jakbym zaczesał na prawo, to miałbym tik zarzucania włosów do tyłu.

gdybym stał w miejscu to pewnie po rzepce chciałbym się skrobać.

a gdybym leżał…

wyciekam aortą szyjną, leję się w takt serca.

tru tu tu tu tu

nowy ślad, nie poślad został ujęty metafizycznie w aplikacji tekstowej, teraz pozostanie tylko podzielić się z tym światem, a potem zebrać pozytywne, lub polaryzujące wypowiedzi, a potem wpleść je w patchwork krwotoku, który się toczy mimo wszystko.

nowe rzeczy wyprodukowane. Nowe przejawy wnętrza. stop

p.s. w ostatnich 4 dniach 3 teksty, 2 riffy, 4 obiady, 2 długie spacery, kilkanaście uśmiechów, coś liczę

tysiące drobnych…

rzeczy, które wpadają nagle, zmięte w kieszeni, odnajdują się po praniu, albo wynikają na drodze zupełnie innej sprawy – zwykle robią to niespodziewanie, lecz ciągle są, dzieją się, przybywają… ich obecność jest zwykle nie po drodze, ale zwykle nie pozwalają aby przejść obok nich swobodnie, a zaniedbywane nie obrażają się i nie chowają w kąt.

realizować, działać, pracować, aby osiągnąć cel… ale gdy nieuczesane jest wnętrze i zaczyna się oddalać, zmieniać trop, to rozgardiasz pojawia się też na zewnątrz.

wydłużona perspektywa to może i jedyne wyjście, aby to „ogarnąć” – podobnie jak kredyt daje ułudę opanowania sytuacji. czas, wiadomo, że leczy rany, ale daje także nadzieję, na zmianę, że się poukłada, że odkręci, że… nie, niestety samo się zazwyczaj nie zrobi.

ale kiedy teraz zaczynać, aby nie spalić na panewce… czas jest niezmierzony, a tysiące drobnych rzeczy coraz to nowszych się wciąż pojawia…

p.s. powoli słońce zaczyna przypominać słońce polskiej jesieni, które nie pozwala na krótki rękaw. czas stop. chwilowe zwieszenie w trakcie realizacji.

journey | wyjazd

I had an opportunity to spend some time in one of the european capital city which many poems and pictures were dedicated.

returned there after few years, walked around thouroghly breathing deep the evening time.

fortunately noone wanted to attack me.

illuminations made impressions.

after the journey Warsaw welcomed me with: cold, dissorted roads, blocks from communist era.. however space well known for me which changes every day….

 


 

chwilę temu miałem możliwość przebywania w jednej ze stolic europejskich – powstało dla niej wiele wierszy, obrazów, wiele osób wzdycha na samą myśl o jej walorach.. wróciłem po kilku latach i złaziłem większość tego miasta w postaci na piechotę, wieczorową porą wciągając tamtejsze powietrze głęboko w płuca.

nikt nie chciał obić mi gęby, na szczęście.

iluminacje robią wrażenie.

na lotnisku w Warszawie przywitał mnie chłód, wypaczone drogi, blokowiska epoki gierka, jednak to była znana mi przestrzeń, może jeszcze nie ułożona i z wieloma drobnymi mankamentami, jednak zmieniająca się każdego dnia.

bench time | sezon ławeczkowy

at last – bench time started! for old ones it’s like a xmas with tree and gifts, for young ones – who can go out in the evening – start of a normal life. for dogs longer walks, for wifes yelling, calling for a …. somewhere on the bench or on the road to home lost man 😉

 


 

wreszcie – zaczął się sezon ławeczkowy. dla wygłodniałej starszyzny to niczym Święta Bożego Narodzenia z choinką i prezentami, dla młodszych – tych z możliwością wyjścia w godzinach wieczornych – początek normalnego życia, dla psów sezon wydłużonych spacerów ze swoim ławeczkowym panem, a dla pań zwykle nieszczęsny okres krzyczenia, gonienia, wydzwaniania za zagubionym menszczyzno (bo czystą polszczyzną, to on już nie wraca:).