kości mi trzeszczą, odbijają się od nich spadające liście, szczęśliwie nie pada, ale łatwo można się za to zgubić we mgle. w głośniku ochrypły głos snuje niesamowite opowieści o zwykłych rzeczach, o potrzebie podróży, o ostatnim liściu na drzewie.
niedawno świece opowiadały o wspólnych minionych chwilach, o tym, że pielęgnowanie pamięci o ludziach wzmacnia nas, teraz ja pochylam się nad sobą, patrząc od środka widzę nieszczelne płuca, przyspieszone rogowacenie skóry, krótszy oddech… dzisiaj jest słońce, w pokoju biurowym z widokiem na biuro trochę ciężko je ocenić po odblaskach, samo też miesza się ze sztuczną barwą świetlówek.
złapałem ten kadr, kiedy liście jeszcze odpadały, teraz będę mógł go wyświetlać wciąż od nowa. drzewo bez liści to przecież dalej drzewo, zatem zwieram się wewnętrznie i emituję ciepło, podobnie do otwartego przede mną ekranu komputera.