Wyciekam, poniżej kolan, czasami nawet nadgarstków, które poniewierają się w takich momentach za mną po ziemi. Nie ma tutaj definicji czasu, nie ma dźwięków, ani ruchu, jest określenie celu gdzieś pod samym sklepieniem czaszki. Może to i na marne, bezistotne, puste, może nawet i żałosne, ale nie potrafię tego zatamować gazikiem, czy chociażby sterylnym powietrzem. To musi się dziać w tle, jak aktualizacja systemu, aplikacji, musi pędzić, na złamanie karku do przodu.
jakbym zaczesał na lewo, to bym mniej widział.
jakbym zaczesał na prawo, to miałbym tik zarzucania włosów do tyłu.
gdybym stał w miejscu to pewnie po rzepce chciałbym się skrobać.
a gdybym leżał…
wyciekam aortą szyjną, leję się w takt serca.
tru tu tu tu tu
nowy ślad, nie poślad został ujęty metafizycznie w aplikacji tekstowej, teraz pozostanie tylko podzielić się z tym światem, a potem zebrać pozytywne, lub polaryzujące wypowiedzi, a potem wpleść je w patchwork krwotoku, który się toczy mimo wszystko.
nowe rzeczy wyprodukowane. Nowe przejawy wnętrza. stop
p.s. w ostatnich 4 dniach 3 teksty, 2 riffy, 4 obiady, 2 długie spacery, kilkanaście uśmiechów, coś liczę